Wizyta bez zwierzęcia oraz kwestia opłat za porady weterynaryjne


Od jakiegoś czasu myślałam o tym, czy poruszyć ten temat… Wielokrotnie w internecie zetknęłam się z negatywnymi komentarzami odnoszącymi się do lekarzy weterynarii, który pobrali opłatę za udzielenie tzw. „porady słownej”. No bo jak to 50 zł za nic? Między innymi ze względu na tego typu reakcje, część lekarzy wcale tego typu porad nie udziela albo na wstępie informuje, że jest to usługa płatna. W tym momencie wielu opiekunów po prostu się wycofuje. Z moich obserwacji wynika, że mniej więcej co trzecia osoba pojawia się w gabinecie weterynaryjnym bez zwierzęcia.

Zacznijmy od sytuacji, podczas których wizyta bez zwierzęcia nie powinna mieć miejsca:

1)Za każdym razem, kiedy opiekun zaczyna opisywać objawy chorobowe. Pamiętajcie: nie ma diagnozowania bez badania. Aby prawidłowo zdiagnozować zwierzę i dobrać odpowiednie leczenie musi się zadziać kilka czynników: wywiad, badanie kliniczne i bardzo często badania dodatkowe.  Bez obecności zwierzęcia nie jesteśmy w stanie przeprowadzić ani badania klinicznego ani badań dodatkowych więc o diagnostyce nie ma mowy. Leczenie w ciemno też nie jest dobrym pomysłem. Jest bardzo wiele nieswoistych objawów chorobowych. Do tego właściciele zwierząt mogą mylnie interpretować pewne symptomy. Wielokrotnie na moim Instagramie przytaczałam Wam historię o kocie z rzekomą dusznością, która okazała się mruczeniem. Niestety działa to też w drugą stronę, a mianowicie bagatelizowana jest pewna dolegliwość, która po dokładnym zbadaniu zwierzaka okazuje się symptomem choroby zagrażającej życiu. Niektórzy klienci są do tego stopnia zdeterminowani, że wręcz wymuszają na nas wydanie leków do domu, nawet tych w iniekcji „bo ciocia jest pielęgniarką i umie zrobić zastrzyk. Tylko czy „ciocia” weźmie na siebie odpowiedzialność za zdrowie i życie zwierzęcia?

2)Sytuacja, w której klient chce wyciągnąć od nas jak najwięcej informacji za darmo. Ja nazywam ten tym klienta „klientem przedsionkowym”, gdyż wygląda to mniej więcej tak: człowiek w kurtce stoi w drzwiach, zasypuje mnie milionem pytań nie przekraczając progu gabinetu po czym bardzo szybko wychodzi. Uważam tego typu zachowanie za brak szacunku nie tylko do lekarza, ale po prostu do drugiej osoby. Chamstwo i cwaniactwo u klienta to zmora każdego zawodu. Wyobraź sobie, że właśnie przeprowadziłeś godzinną rozmowę z klientem na temat zdrowia jego pupila, a na koniec pada pytanie: „Płacę coś?” i wielkie zdziwienie, że tak owszem należy się opłata za usługę weterynaryjną. Według mnie powinno się jasno określić zasady otrzymywania porad weterynaryjnych w gabinetach. Jeśli opiekun i lekarz decydują się na tego typu wizytę, na wstępnie powinna paść informacja o jej zakresie i cenie.

3)Kiedy wyczuwamy, że opiekun chce leczyć na własną rękę. Zdarza się niestety tak, że opiekunowie przychodzą po informacje tylko po to, żeby zakupić leki i podawać je na własną rękę unikając tym samym opłaty za usługi weterynaryjne. Pewnie nasuwa Wam się pytanie: skąd biorą leki? Odpowiem dyplomatycznie: „Polak potrafi…”. Takie zwierzę jest wtedy leczone bez wcześniejszej diagnostyki przez osoby, które nie mają do tego uprawnień.

Teraz skupmy się na sytuacjach, w którym według mnie (i jest to moja subiektywna opinia, z którą inny lekarz weterynarii może się nie zgodzić) jest możliwa wizyta bez zwierzęcia:

1)Wizyta typowo informacyjna tzn. pytania o zakres i ceny usług. Są to informacje, które można otrzymać także drogą telefoniczną i często udziela ich również personel pomocniczy. W tym miejscu warto nakreślić granicę między wizytą o charakterze typowo informacyjnym, która zazwyczaj trwa kilka minut i nie jest pobierana za nią opłata, a poradą weterynaryjną, która trwa dłużej i opłata za nią może być konieczna.

2)Wizyta w celu otrzymania recepty na leki przyjmowane regularnie. Jak najbardziej można załatwić taką wizytę bez zwierzaka, należy jednak pamiętać o regularnych kontrolach i stosowaniu się do zaleceń. Kwestia opłat za wypisanie recepty jest decyzją lekarza. Część z nich takie opłaty pobiera, wielu też z nich rezygnuje u tzw. stałych klientów. Pamiętajcie, że dla Was ta recepta to tylko kawałek papieru i 30 sekund oczekiwania, a lekarz weterynarii spędził 5,5 roku bardzo wymagających studiów, żeby uzyskać Prawo Wykonywania Zawodu, które go do tego uprawnia.

3)Wizyta w celach zakupowych. Jest to kolejny przykład, kiedy wizyta bez zwierzaka jak najbardziej ma sens. Chodzi oczywiście o zakup: karmy, akcesoriów, leków przyjmowanych regularnie. Jeśli klient przychodzi np. po zakup leków na biegunkę jest to już sytuacja, w której powinniśmy go odesłać i poprosić o przyjście ze zwierzęciem w celu wykonania badania klinicznego i ewentualnie badań dodatkowych, które wykażą przyczynę owej biegunki.

4)Omówienie wyników badań. Nie jest to sprawa do końca oczywista, ponieważ w wielu przypadkach po otrzymaniu wyników badań konieczna jest dalsza diagnostyka albo wdrożenie leczenia, a wtedy zwierzę na wizycie pojawić się musi. Część przychodni rozwiązuje to informując właściciela telefonicznie, czy konieczne jest, aby zwierzę ponownie pojawiło się w gabinecie.

5)Brak możliwości transportu zwierzęcia do lecznicy. Jest to powód, którym wiele osób tłumaczy wizytę w gabinecie bez zwierzęcia. Wynika to z problemów behawioralnych pupila (m.in. agresja, silny lęk), dużych gabarytów zwierzaka, braku możliwości transportu (często osoby starsze) itp. W takiej sytuacji pewnym kompromisem może być wizyta domowa. Trzeba się jednak liczyć z tym, że lekarz weterynarii nie jest w stanie wykonać wszystkich czynności w domu klienta oraz być przygotowanym, że tego typu wizyta będzie kosztować nas więcej.

Podsumowując, chciałabym żebyście zapamiętali z tego artykułu dwie rzeczy. Po pierwsze: żaden lekarz weterynarii nie jest w stanie poprawnie zdiagnozować i leczyć Waszego zwierzęcia tylko na podstawie rozmowy z właścicielem. Po drugie: porada weterynaryjna to  usługa, którą świadczy Wam lekarz weterynarii, poświęcając swój czas i wykorzystując swoją wiedzę i wieloletnie doświadczenie. Oczekiwanie, a wręcz wymuszanie wykonania jej bezpłatnie jest nie na miejscu. Każdy z nas powinien otrzymywać godziwe wynagrodzenie za swoją pracę i wbrew powszechnej opinii „powołaniem rodziny nie nakarmimy”.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Podstawy żywienia zwierząt domowych

30 pytań do lekarki weterynarii pracującej w terenie